Na miejscach jego zbrodni znajdywali poćwiartowane zwłoki. Ciała dzieci, nawet niemowląt. Dla żony był "pierwszą i jedyną miłością". Data utworzenia: 8 czerwca 2023, 8:00. W latach Krzysztof Jackowski, czyli słynny jasnowidz z Człuchowa, najwyraźniej znowu ma wizje. Co prawda nie udało mu się odnaleźć pytona nad Wisłą, ale wie, czy Adolf Hitler przeżył wojnę i uciekł do Argentyny. Krzysztof Jackowski jest niczym Bran Stark z serialu „Gra o Tron” – widzi i wie wszystko. Tym razem na jego celowniku znalazł się Adolf Hitler. Czy historia dyktatora przedstawiona w podręcznikach to kłamstwo i czy austriacki malarz rzeczywiście popełnił samobójstwo? Jeśli wierzycie w teorie spiskowe, Jackowski ma dla was ciekawe informacje. Śmierć Hitlera - historia kłamie?Jak podaje „Super Express”, Jackowski nie wierzy w śmierć Hitlera. Twierdzi, że zbrodniarz upozorował swoje samobójstwo i bez skrupułów zamordował innych ludzi. Tajne akta FBIWypowiedź Jackowskiego może mieć związek z kwietniowym odtajnieniem dokumentów FBI. Podano, że 2 tygodnie po upadku Berlina do Argentyny uciekły 2 łodzie podwodne. Wódz III Rzeszy miał jednak umrzeć na wrzody żołądka i astmę już w 1945 roku. Pojawiły się jednak doniesienia, że widziano go w 1947 roku w jednym z hoteli w Argentynie. odpowiedział (a) 19.04.2010 o 16:51. Romeo zabił Tybalta,kuzyna Julii. Za to został wygnany z Werony do Mamutii. Odpowiedź została zedytowana [Pokaż poprzednią odpowiedź] 3. W 2009 roku naukowcy ustalili, że rzekoma czaszka Hitlera ze śladami postrzału należała do kobiety, ponadto nie ma ani jednego świadka jego samobójstwa… Nakładem Wydawnictwa Bellona ukazała się książka Christophera Machta "Spowiedź Hitlera 2. Szczera rozmowa 20 lat po wojnie". Autor uważa, iż przywódca III Rzeszy przeżył II wojnę światową. [patronat NaM]Christopher Macht (ur. 1976 r.) to niemiecki pisarz o polskich korzeniach sięgających Pomorza Zachodniego. Odkrywca zapisków ostatnich rozmów Adolfa Hitlera. Miłośnik historii. Od wielu lat interesuje się tematyką II wojny światowej. "Spowiedź Hitlera 2. Szczera rozmowa 20 lat po wojnie" to już czwarty tom w serii po "Spowiedzi Hitlera. Szczerej rozmowie z Żydem", "Spowiedzi Stalina. Szczerej rozmowie ze starym bolszewikiem" oraz "Spowiedzi Ewy Braun. W cieniu Hitlera".Jak czytamy w opisie czwartego tomu serii, w 2009 naukowcy roku wykluczyli, by przywieziona do Moskwy w 1946 roku i przechowywana przez Rosjan rzekoma czaszka Hitlera ze śladami postrzelenia należała do tyrana, tylko do kobiety! A to oznacza, że do dzisiaj nie ma dowodów, że Adolf Hitler zginął w bunkrze. Nie ma ani świadków, ani ciała. Skoro tak, to dlaczego wódz Trzeciej Rzeszy nie miałby skorzystać z przygotowanego wcześniej planu i uciec z Berlina? W trakcie wspólnego obiadu w Poczdamie 17 lipca 1945, 78 dni po rzekomej śmierci Adolfa Hitlera, Józef Stalin oznajmił Trumanowi, że Hitler zbiegł. Podobnie było w 1952 toku. Wówczas, prezydent USA, Eisenhower stwierdził jasno, że nie ma żadnego dowodu na to, że fuhrer zginął w berlińskim bunkrze. Z powodu braku dowodów dopiero w 1955 roku Niemcy wydały oświadczenie o tym, że Hitler nie żyje. Choć ciągle były to przypuszczenia, niepodparte żadnymi dowodami. Jeśli interesujecie się historią, koniecznie musicie sięgnąć po tę książkę."Spowiedź Hitlera 2. Szczera rozmowa 20 lat po wojnie"Christopher MachtWydawnictwo BellonaPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera Adolf Hitler wraz ze swoją żoną zamknął się w prywatnym saloniku berlińskiego bunkra, po czym po kilkudziesięciu sekundach zażył cyjanek potasu, jednocześnie zdążając strzelić sobie Hitler ma wielu miłośników w krajach Afryki i Azji. „Hitler zmasakrował trzy miliony Żydów” – powiedział prezydent Filipin Rodrigo Duterte na konferencji prasowej po powrocie z podróży do Wietnamu 30 września. „My mamy trzy miliony narkomanów. Bardzo chętnie bym ich zarżnął”. Chwilę później dodał, że zabicie tylu Filipińczyków uzależnionych od narkotyków „rozwiązałoby problem mojego kraju i uchroniło przed nim następne pokolenie”. Duterte nie doszacował liczby zamordowanych w Holocauście, którą historycy oceniają na 6 mln. Na razie władze Filipin dalekie są od tego rekordu. Według niezależnych źródeł policja, a także cywile, którzy korzystają z zachęty prezydenta, zabili do tej pory około 3,7 tys. osób podejrzewanych o to, że biorą narkotyki albo nimi handlują. Policja przyznała się do zabicia 1120 osób. Duterte wygrał wybory na Filipinach w czerwcu, obiecując obywatelom bezwzględną i krwawą wojnę z narkotykami. Kiedy był wcześniej prezydentem wielkiego miasta Davao, akceptował działanie policji i prywatnych „szwadronów śmierci”, zabijających handlarzy narkotyków. W ciągu dekady zamordowano w ten sposób ponad tysiąc osób. W 2009 r. Duterte mówił: „kiedy prowadzisz nielegalną działalność w moim mieście tak długo, jak jestem prezydentem, pozostajesz celem zabójstwa”. Kiedy sąd wypuścił z aresztu jednego z narkotykowych baronów, miał rzec, że tacy ludzie „mogą wyjść tylko w trumnie”. Prezydent ma ostry język, który podoba się Filipińczykom. Gwałt popełniony przez zbuntowanych więźniów na australijskiej misjonarce skomentował: „Była taka piękna. Prezydent miasta powinien być pierwszy”. A kiedy zirytował go korek wywołany wizytą papieża Franciszka, stwierdził: „Chciałem mu powiedzieć: »Papież, ty skurwielu, jedź do domu. Nie odwiedzaj nas więcej«”. Protestami świata – w szczególności przywiązanych do przestrzegania praw człowieka dyplomatów krajów Unii Europejskiej – Duterte się nie przejmuje. O Europejczykach powiedział, że mają kurze móżdżki, i zwrócił im uwagę, że powinni się bardziej zajmować losem uchodźców z Bliskiego Wschodu uciekających do Europy, a mniej Filipinami. „Pozwalacie im gnić, a potem przejmujecie się śmiercią jednego, dwóch czy trzech tysięcy?” – szydził. Prezydenta Obamę, który go skrytykował za łamanie praw człowieka, nazwał publicznie skurwysynem, a kiedy USA odmówiły mu sprzedaży broni, powiedział, że Obama „może iść do diabła”. Stosunek prezydenta Duterte do przywódcy nazistowskich Niemiec pozostaje jednak złożony. W tym samym wystąpieniu oświadczył, że uznawanie go za kuzyna Hitlera – co prasa zachodnia robiła przed wyborami – to próba zawstydzenia Filipińczyków, którzy, o czym cały świat powinien wiedzieć, są narodem dumnym i suwerennym. Skarżył się także, że CIA próbuje go zabić. Kult silnego człowieka Duterte nie jest ani pierwszy, ani jedyny. Hitler w wielu krajach pozaeuropejskich postrzegany jest zupełnie inaczej niż w Europie – jako silny przywódca, który walczył z Zachodem. W październiku 2015 r. premier Izraela Beniamin Netanjahu oskarżył Wielkiego Muftiego Jerozolimy Haj Amina al-Husseiniego, że w 1941 r. dostarczył Hitlerowi pomysł „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, czyli Zagłady. Netanjahu minął się z prawdą, choć duchowy przywódca sunnitów rzeczywiście współpracował z Hitlerem. W 1937 r. uciekł przez Liban i Włochy do Niemiec, gdzie pomagał Hitlerowi werbować muzułmańskich Bośniaków do SS – przekonując ich, że podzielają wspólne wartości: szacunek dla rodziny, porządku, przywódcy i wiary. Mufti został sojusznikiem Hitlera nie tyle i nie tylko z powodu antysemityzmu – był zaciekłym przeciwnikiem syjonizmu i migracji Żydów do Palestyny – ale głównie ze względu na wspólnego wroga, czyli Imperium Brytyjskie. Muzułmanów przekonywał, że Niemcy nigdy nie skolonizowały żadnego kraju arabskiego, podczas gdy Rosja i Anglia – tak. Od Hitlera żądał przede wszystkim poparcia niepodległości krajów arabskich i gwarancji, że w Palestynie nie powstanie państwo żydowskie. Na spotkaniu 28 listopada 1941 r. Hitler obiecał to wszystko al-Husseiniemu. Antykolonialne i nacjonalistyczne ostrze hitlerowskiej ideologii oraz antysemityzm sprawiły, że Hitler do dzisiaj ma wielbicieli w świecie arabskim. Po upadku Francji w 1940 r. na ulicach Damaszku (wówczas mandatu Francji, czyli właściwie kolonii) śpiewano: „Nigdy więcej Monsieur, nigdy więcej Mister, Allah jest w niebiosach, a Hitler na ziemi”. Generał Rommel – który przez lata wygrywał wojnę z Brytyjczykami w Afryce Północnej – był tak popularny, że witano się okrzykami „Heil Rommel”. W kwietniu 1941 r. pronazistowski premier Iraku próbował dokonać zamachu stanu, na co Brytyjczycy odpowiedzieli ofensywą wojskową i okupacją tego kraju. Hitler z Afryki Także w Afryce Adolf Hitler miał swoich wielbicieli. Najbardziej znanym z nich był Chenjerai Hunzvi, współtowarzysz walki Roberta Mugabe o wolność Zimbabwe. Nie ma możliwości, żeby Hunzvi – który przyjął pseudonim bojowy Hitler – nie wiedział, co przywódca nazistowskich Niemiec miał na sumieniu. Studiował bowiem w Rumunii i w Polsce na początku lat 80. – skończył u nas nawet medycynę, którą przez chwilę praktykował w Zimbabwe – i miał żonę Polkę. Hunzvi był człowiekiem brutalnym i bezwzględnym. Jego żona Wiesława Hunzvi uciekła od niego z Zimbabwe w 1992 r., a po powrocie napisała fabularyzowaną historię swojego małżeństwa (wydaną w 1994 r. po polsku pod wymownym tytułem „Biała niewolnica”). Wspominała, że mąż ją bił i znęcał się nad nią z sadystycznym upodobaniem – tak bardzo, że bała się o swoje życie. Sama biografia Hunzviego jest otoczona tajemnicą. „W czasie wojny nie oddał ani jednego wystrzału” – twierdziła później jego była żona. Według oficjalnej biografii rozpoczął walkę z białym rasistowskim reżimem w Zimbabwe, kiedy miał 16 lat. To wtedy przyjął pseudonim Hitler. Mówił, że przed 1974 r. – kiedy wyemigrował z kraju – siedział w więzieniu, w którym poznał głównych przywódców walki o wyzwolenie ówczesnej Rodezji: Roberta Mugabe i Joshuę Nkomo. Ale dowodów na to nie było, a sceptycy twierdzili, że był za młody, by doświadczeni weterani dopuścili go do swojego grona. W 1978 r. miał zostać ranny w zamachu bombowym w Lusace, stolicy sąsiedniej Zambii. Znów jednak nie było na to świadków. Prawdziwą (i ponurą) karierę Hunzvi zrobił w latach 90. Wrócił do kraju w 1990 r., ale ominęły go rządowe posady, na które liczył. Prowadził praktykę lekarską, która szła średnio. Koledzy z dawnych czasów zrobili go jednak szefem związku weteranów. Kiedy przyłapano go na wypłacaniu sobie pieniędzy z kasy związku, próbując przykryć ten fakt, poprowadził weteranów na demonstracje antyrządowe i wymusił podwyżkę rent. W 2000 r. Mugabe zlecił mu terroryzowanie białych farmerów i przeciwników politycznych. Hunzvi wywiązał się z tego zadania znakomicie. Wielu obywateli Zimbabwe – białych i czarnych – szykowało wówczas Gap bags (ang. torba na przełęcz), zestaw ubrań i kosmetyków na wypadek, gdyby trzeba było uciekać z kraju. Towarzysze Hunzviego z czasów partyzantki przybierali różne groźne pseudonimy, takie jak Towarzysz Szatan albo Stalin Mau Mau (Mau Mau to nazwa powstania Kenijczyków przeciwko kolonialnym rządom brytyjskim z lat 1952–60, brutalnie stłumionego przez władze). Zdaniem Petera Godwina, białego mieszkańca Zimbabwe, dziennikarza i autora znakomitych książek o historii tego kraju, obierali sobie takie przezwiska po to, by skuteczniej terroryzować cywilów. W czasie wojny partyzanckiej w latach 70. technika walki przeciwników białego reżimu w Zimbabwe polegała w znacznej mierze na terrorze. Godwin, który wtedy jako młody człowiek należał do „białej” policji, widział wielokrotnie okrutnie zamordowanych czarnych – kobiety wbite na pal czy okaleczonych mężczyzn z poderżniętym gardłem. Pseudonim Hitler miał budzić przerażenie. Człowiek, który go nosił, musiał stosować przemoc bez wahania. Hitler pasował przy tym do imienia, które Hunzviemu nadano przy narodzinach: Chenjerai w języku Szona oznacza „strzeż się”. Zmarł w apogeum kampanii Mugabe przeciw białym farmerom w 2001 r. Podobno na malarię, ale bardzo możliwe, że prawdziwym powodem było AIDS. Hitler ma wielu miłośników również w Indiach. W październiku 2012 r. lokalne władze zamknęły wprawdzie sklep z odzieżą Hitler w Ahmedabadzie z powodu „braku wrażliwości kulturalnej”, zostawiając z nazwy tylko kropkę nad literą „i” (w jej środek wpisana była swastyka, która jest starożytnym indyjskim symbolem). Właściciel sklepu Rajesh Shah był rozczarowany. „Byliśmy popularni z powodu tej nazwy” – powiedział agencji Bloomberg. „Nasi klienci nie byli nią zdenerwowani. Mówili: »nie zmieniajcie jej«”. W Indiach świetnie sprzedaje się „Mein Kampf”, której dystrybucja jest całkowicie legalna (na rynku indyjskim funkcjonuje jej 13 wydań). „To dla nas klasyka, musimy ją sprzedawać” – wyjaśnił w 2014 r. menedżer księgarni w nowoczesnym centrum handlowym w Udajpurze prawnikowi z Izraela Joshowi Sheinertowi, który potem swój wstrząs opisał w „Jerusalem Post”. Hitler w Indiach nie kojarzy się z antysemityzmem i Zagładą, które dla Hindusów są sprawami odległymi. Był jednak wrogiem Wielkiej Brytanii, dawnej kolonialnej metropolii, która przez dekady pozostawała głównym wrogiem indyjskiego nacjonalizmu. W 2006 r. w Mumbaju otworzyła się kawiarnia Hitler’s Cross (Krzyż Hitlera), a w 2011 r. w mieście Nagpur – klub bilardowy Hitler’s Den (w swobodnym przekładzie Pod Hitlerem). Hitler z Bollywood Hitler pojawia się również w filmach z Bollywood i wcale nie wypada w nich źle. „Hero Hitler in Love” („Bohater Hitler zakochany”) to komedia o przygodach porywczego bohatera z wybuchowym temperamentem. W telewizji emitowano telenowelę „Hitler Didi” („Wielka siostra Hitler”). Nakręcono także film historyczny „Gandhi to Hitler” („Od Gandhiego do Hitlera”), opowiadający historię listu skierowanego przez Mahatmę Gandhiego, wielkiego przywódcę Indii w walce z brytyjskim kolonializmem, do Hitlera. Jeden z liderów hinduskiego nacjonalizmu Subash Chandra Bose także był jego zwolennikiem i nawet uciekł do Niemiec w 1940 r. W listopadzie 1941 r. w Berlinie powołano Centrum Wolnych Indii i formowano Legion Wolnych Indii, przede wszystkim z jeńców hinduskich wcześniej służących w armii brytyjskiej, którzy dostali się do niewoli w Afryce Północnej. Hitler jest więc w Indiach wrogiem kolonializmu – i przede wszystkim postrzegany jest z tej perspektywy. Według Navrasa Jaata Aafrediego, profesora nauk społecznych na Gautam Buddha University w Delhi, popularność nazistowskiego przywódcy bierze się w znacznej mierze z fatalnego poziomu nauczania historii w hinduskich szkołach, zwłaszcza historii Europy. Hitler – o ile w ogóle się w niej pojawia – występuje jako człowiek, który osłabił Imperium Brytyjskie na tyle, że musiało opuścić Indie. Inaczej Brytyjczycy nigdy dobrowolnie by się nie zgodzili na przyznanie Indiom niepodległości. Antysemityzm tu praktycznie nie istnieje, a samych Żydów mieszka niewielu – szacunki mówią o kilku tysiącach. Nigdy też nie byli prześladowani jako mniejszość. Podobnie jak na Filipinach także w Indiach Hitler jest przede wszystkim postrzegany jako silny człowiek, który sprawnie realizuje swoje obietnice oraz – co ciekawe – walczy z bezprawiem. W sierpniu 2014 r. Kalvakuntla Chandrasekhar Rao, premier stanu Telangana, przyznał publicznie, że za zwalczanie przestępczości bywa nazywany Hitlerem i się tego nie wstydzi: „Jestem Hitlerem i będę gorszy niż Hitler, jeśli będzie potrzeba, żeby zatrzymać bezprawie”. W tym konkretnym wypadku chodziło o nieprawidłowości w rozdzielaniu pomocy społecznej. Nie jest zatem wykluczone, że za parę pokoleń – kiedy o Zagładzie poza Zachodem nikt już nie będzie pamiętał – Hitler stanie się symbolem szlachetnej rewolty, walki z nieprawością i dominacją Zachodu. Będzie to dla lidera Trzeciej Rzeszy bardzo paradoksalne zwycięstwo. Tajna wojna "papieża Hitlera". Przywódcy Kościoła katolickiego czasów II wojny światowej i początków zimnej wojny zarzuca się obojętność na Holokaust, a nawet sprzyjanie III Rzeszy
Adolf Hitler to jedna z najgorszych postaci w historii świata. Straszliwy dyktator i tyran winny śmierci milionów osób. To on wywołał II wojną światową i chciał zetrzeć z powierzchni ziemi Polskę. Szaleniec, który miał obsesję na tle rasowym i etnicznym, pełen kompleksów. Pochodził z Austrii. Był niemieckim kanclerzem, przywódcą partii NSDAP, ale też Człowiekiem Roku tygodnika Time. Zbrodniarz wojenny i faszysta. To wszystko wiemy ze szkoły, ale w jego życiorysie jest kilka ciekawostek, o których na pewno nie miałeś pojęcia! Ministrant, uzależniony od czekolady i lekoman. Co jeszcze kryje się w życiorysie Hitlera?1. Adolf Hitler był rasistą, który chciał każdego Żyda wysłać na śmierć. Co ciekawe, pierwszą młodzieńczą miłością Hitlera była właśnie żydowska dziewczyna. Późniejszy tyran zakochał się w Stefanie Isak, gdy miał 16 lat. Nigdy jednak nie powiedział dziewczynie o swoich uczuciach, nie zdradził, że ją kocha. Zamiast tego chciał ją porwać i wraz z nią uciec albo przekonać ją do wspólnego samobójstwa!2. Mały Adolf wcale nie chciał być dyktatorem, ale księdzem! W swojej książce "Mein Kampf" zapisał, że lokalny duchowny, z jego rodzinnej miejscowości bardzo go inspirował. Hitler chodził też do szkółki niedzielnej, śpiewał w chórze kościelnym i pomagał we mszy jako ministrant. 3. Jednym z szalonych planów Adolfa Hitlera był atak na Moskwę, by zająć ją i przerobić na jezioro! Miał to zrobić poprzez otwarcie śluz na Kanale im. Moskwy. Do zrobienia z miasta jeziora jednak nie doszło. 4. Hitler brał udział już w I wojnie światowej, która nie skończyła się dla niego pomyślnie. Otóż został na niej pozbawiony jednego jądra. Stracił je w czasie bitwy nad Sommą w 1916 roku, gdy był zraniony w podbrzusze. Od lekarza, który go ratował, chciał wiedzieć, czy w przyszłości będzie mógł zostać Ciekawostką z życiorysu Hitlera było to, że przeszedł na wegetarianizm. Nie znosił okrucieństwa wobec zwierząt, co jednak nie przeszkadzało mu wysyłać ludzi na śmierć. Jeszcze przed wojną, w 1937 roku Hitler jadł mięso, ale później został jaroszem. Oprócz stosowania diety, stronił też od alkoholu i Adolf Hitler podobno romansował ze swoją siostrzenicą. Nie wiadomo, czy to prawda. Pewnym jednak jest, że dziewczyna żyła z dala od znajomych, a w 1931 roku postanowiła popełnić samobójstwo!7. Hitler był nie tylko Człowiekiem Roku tygodnika Time, ale i nominowanym do Pokojowej Nagrody Nobla! W 1939 roku został nominowany do prestiżowej nagrody przez członka parlamentu Był lekomanem. Jak wynika z notatek i listów doktora, który leczył Adolfa Hitlera, tyran przyjmował bardzo dużo leków. Ile? Podobno aż 80 różnych środków. Ponoć lekarstwem, które brał najczęściej były pigułki zawierające w swoim składzie Hitler był uzależniony od... czekolady, której codziennie pałaszował kilogram. Miał nawet plan, by w czekoladzie przemycić bombę, która miałaby zabić Winstona Churchilla. 10. Adolf Hitler miał bratanka, który walczył w czasie wojny przeciw Niemcom. Przyrodni brat Hitlera miał syna, który urodził się w Liverpoolu. Bratanek w 1933 roku przeniósł się do Niemiec i zaczął pracę u Hitlera. Niestety, wujek nie doceniał chłopaka. Do młodego Williama Patricka Hitlera przysyłano listy z pogróżkami, chłopak przestraszył się nie na żarty. Adolf Hitler zażądał, by William zrezygnował z brytyjskiego obywatelstwa. Bratanek wyczuł, że coś jest nie tak jak być powinno i wyjechał. W 1939 roku zaciągnął się do marynarki wojennej w USA i walczył przeciw Niemcom.

Około 20 osób wysłuchało w Warszawie tajnego wykładu Davida Irvinga. Kontrowersyjny historyk opowiadał w hotelu Marriott o tym, że nie neguje Holokaustu, i że Adolf Hitler niewiele

Nigdy nie był tak znany jak uczestnicy spisku skupieni wokół pułkownika hrabiego von Stauffenberga. Elser w pojedynkę próbował zmienić świat w roku 1939. W Piwnicy Mieszczańskiej w Monachium podjął próbę zabicia tyrana. 13 minut zadecydowało o tym, że plan Georga Elsera, by zabić Hitlera i całe nazistowskie przywództwo w Piwnicy Mieszczańskiej w Monachium, spalił na panewce. Tylko 13 minut. O te 13 minut wcześniej niż planowano, Hitler opuścił salę wraz z przedstawicielami rządu po wygłoszeniu w niej swojego przemówienia. Elser nie popełnił żadnego błędu. Wszystko zbadał i przygotował jak najlepiej. Jego bomba, ukryta w jednym z filarów sali, wybuchła w chwili, na którą nastawił zapalnik zegarowy. Elser precyzyjnie wyliczył także potrzebą ilość materiału wybuchowego. Filar, znajdujący się za mównicą, z której przemawiał Hitler, załamał się powodując runięcie sufitu sali w pobliżu mównicy. Pod gruzami zginęło siedmiu członków NSDAP i jedna kelnerka. Żeby zdobyć potrzebny mu materiał wybuchowy, Elser pracował nawet w jednym z kamieniołomów. Przez kolejne 30 dni Elser czekał w ukryciu aż lokal zostanie zamknięty. Po przygotowaniu filaru na umieszczenie w nim ładunku wybuchowego w taki sposób, że nikt nie był w stanie tego zauważyć, zajął się budową bomby zegarowej. Wszystko robił w pojedynkę. Elser nie miał żadnych wspólników ani pomocników. Precyzję, zręczność manualną i cierpliwość ten stolarz z zawodu miał we krwi. W 1922 roku zdał egzamin czeladniczy jako najlepszy ze swojego rocznika. Urodzony w 1903 roku w małej miejscowości Hermaringen w Badenii-Wirtembergii Georg Elser wyrastał w skromnych warunkach. Jego ojciec był alkoholikiem, co niesłychanie martwiło matkę. Elser doświadczył niesprawiedliwości, której nie znosił. Ta jego postawa uległa nasileniu w latach światowego kryzysu gospodarczego. W 1928 roku Elser był nawet członkiem komunistycznego Czerwonego Związku Bojowników Frontowych, ale nigdy nie stał się typowym członkiem partii ani zacietrzewionym ideologicznie sprawcą z przekonania. Bardzo sobie cenił niezależność i swobodę myślenia. Co w takim razie ostatecznie skłoniło Elsera, uznawanego przez miejscową organizację NSDAP za nieszkodliwego i pokojowo nastawionego człowieka, do popełnienia czynu, przed którym inni się wzdragali? Piwnica Mieszczańska tuż po wybuchu Człowiek, który potrafił przewidzieć przyszłość W latach 1937-38 Georg Elser, pracujący wtedy jako robotnik w fabryce armatury, doświadczył w jaki sposób Niemcy coraz bardziej zbroją się i przygotowują do nowej wojny. Pompatyczne przemarsze nazistów i ich nieludzką propagandę odbierał jako nieznośną. Najpóźniej po Układzie monachijskim z 1938 roku było dla niego oczywiste, że prędzej czy później wybuchnie wojna. Zwiększyło to w nim chęć, by jej zapobiec. Elser wiedział, że nie osiągnie tego celu sporządzając i rozrzucając ulotki. Konieczne było dokonanie radykalnego, wręcz niesłychanego czynu. Nie wystarczyło przy tym zabicie samego Hitlera. Należało usunąć całe kierownictwo ruchu nazistowskiego, aby skutecznie położyć kres panowaniu tej dyktatury. Do tego celu Piwnica Mieszczańska w Monachium nadawała się wręcz idealnie. Odwiedzali ją wszyscy czołowi naziści, żeby wspominać i czcić nieudany pucz monachijski z 1923 roku. Znacznie wcześniej, niż wielu innych ludzi w Niemczech zdobyło się na odwagę sprzeciwienia się brunatnej dyktaturze, Elser podjął decyzję. Wszystko musiało nastąpić jak najszybciej. To także było dla niego oczywiste. Ne miał czasu na pozyskanie wspólników i podjęcie jakichś lepiej zorganizowanych działań. Poza tym powstałoby przez to także zbyt duże zagrożenie dla niego samego. Ktoś mógłby przecież ujawnić jego plany. Mimo to Elser nigdy nie był typowym przykładem samotnika działającego wyłącznie na własną rękę. Przesłuchanie Elsera - kadr z filmu (2015 r.) Lubił przebywać w towarzystwie i kochał muzykę. Na wieczorkach tanecznych grał na cytrze i kontrabasie. Wędrował z przyjaciółmi po Schwarzwaldzie. Miał spore powodzenie u kobiet. Ze związku z przyjaciółką miał syna, który urodził się w 1930 roku. Elser umiał cieszyć się życiem, ale stale nawiedzały go także fazy milczenia i zadumy. Choć jego związki z Kościołem nigdy nie były bliskie, przed zamachem często chodził do kościoła, nie zwracając, jako protestant, większej uwagi na to, jaki kościół odwiedza. Nie dręczyły go żadne wątpliwości, co powinien po swoim aresztowaniu zeznać do protokołu. W modlitwie szukał jedynie wsparcia i pociechy. Jego działania wynikały w dużo mniejszym stopniu z odwagi, niż z poczucia konieczności zapobieżenia przelewowi krwi i totalnej katastrofie. Zamach na Hitlera wydawał mu się usprawiedliwiony. Aresztowanie i śmierć Georga Elsera Elser nie czekał na wybuch swojej bomby. Chciał uciec do Szwajcarii. Nielegalnie. Został jednak zatrzymany po stronie niemieckiej podczas próby przekroczenia granicy. Znaleziono przy nim materiały na temat konstrukcji bomby i miejsca zamachu. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się dyletanckie, w istocie rzeczy było przez Elsera starannie przemyślane. Chciał w ten sposób udowodnić, że jest sprawcą zamachu i zapobiec wydaniu go władzom III Rzeszy. Po odysei przez różne więzienia Elser trafił ostatecznie do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, a potem w Dachau. Z tego okresu zachował się rozkaz wydany komendantowi obozu, w jaki sposób należy zlikwidować specjalnego więźnia Elsera. Miało to nastąpić dyskretnie i w taki sposób, żeby sprawiało wrażenie, że zginął podczas bombardowania obozu przez aliantów. W rzeczywistości jednak Elser został zamordowany strzałem w potylicę 9 kwietnia 1945 roku na miesiąc przed końcem wojny. Pomnik Georga Elsera w Königsbronn. Właśnie stąd zamachowiec wyruszył do Monachium. Długo niedoceniany bohater Po wojnie Elserem zainteresowano się w Niemczech bliżej dopiero w latach 60. kiedy jeden z historyków odkrył oryginały jego przesłuchań. Elser ujawnił w nich wiele informacji o sobie. Ale mimo wielodniowych brutalnych tortur starał się udzielać mało precyzyjnych i wymijających odpowiedzi, żeby nie zdradzić swoich prawdziwych przekonań. W latach 50. było w Niemczech jeszcze wielu zagorzałych nazistów, którzy twierdzili, że Elser działał z polecenia brytyjskich służb specjalnych. Nie chciano upamiętnić jego czynu, ponieważ Elser sympatyzował z komunistami, a to w młodej Republice Federalnej nie było dobrze widziane. Elser nie miał za sobą żadnego lobby. Dopiero w 1989 roku w Königsbronn w Badenii-Wirtembergi otwarto poświęconą mu izbę pamięci. Od 2011 roku w Berlinie stoi jego skromny pomnik. Imieniem Georga Elsera nazwano nagrodę przyznawaną za odwagę cywilną. Jego imię nosi także wiele ulic, placów i szkół. W 2015 roku nakręcono film fabularny przedstawiający jego historię. Po wielu latach zapomnienia samotny bohater Georg Elser wszedł wreszcie do pamięci zbiorowej Niemców. Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Wcale nie Hitler i wcale nie Stalin. Największym masowym mordercą w dziejach świata był Mao Zedong. Historycy oceniają, że komunizm w chińskim wydaniu mógł pochłonąć nawet 80 milionów ofiar! Czyli ponad dwa razy tyle, ile liczy cała populacja Polski.”.

5 października 1939 r., w czasie niemieckiej defilady zwycięstwa w Warszawie, polscy saperzy planowali zamach na Hitlera. Gdyby tylko udało się zdetonować 500 kg trotylu, druga wojna światowa potoczyłaby się zupełnie inaczej. Prób zabójstwa wodza III Rzeszy było przynajmniej kilkadziesiąt. Z każdego zamachu wychodził bez szwanku, co pozwalało mu wierzyć, że czuwa nad nim Opatrzność. We wrześniu 1939 r. Hitler wielokrotnie zmieniał miejsce postoju i odbył przynajmniej dziewięć wypraw na front. Po Polsce przemieszczał się zazwyczaj w kawalkadzie pojazdów. Najpierw jechały motocykle i dwa samochody rozpoznania. Dalej konwój führera, składający się z dwóch grup sześciokołowych limuzyn marki Mercedes ze składanymi dachami. W pierwszej grupie jechał Hitler na tylnym siedzeniu; oprócz kierowcy towarzyszyli mu adiutanci i członkowie obstawy. Za nim dwa kolejne samochody z obstawą, samochody eskorty SS i ochroniarzy z RSD (osobista służba bezpieczeństwa Hitlera), samochód adiutantów i samochód łącznikowy. W drugiej grupie Mercedesów mogli jechać inni wysocy rangą naziści, a także zaproszeni goście. Był także wóz rezerwowy, bagażowy, kuchnia polowa i cysterna z benzyną. Na końcu jechała druga grupa motocyklistów, pluton łączności oraz oddział przeciwczołgowy. 28 września Niemcy zmusili Warszawę do kapitulacji. Od 1 października niemieckie oddziały sukcesywnie wkraczały do przygnębionej klęską stolicy. Upojony sukcesem Hitler przygotowywał się do odebrania defilady zwycięskiej 8 Armii gen. Blaskowitza. 5 października Hitler przyleciał do Warszawy. Na lotnisku Okęcie został powitany przez generałów: Brauchitscha, Blaskowitza i Reichenaua, po czym w uzbrojonym konwoju przejechał do Śródmieścia. Jego wizyta miała przebiegać z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa. Centrum miasta zostało szczelnie zamknięte i oczyszczone z ludności cywilnej. Na ulicach zawisły flagi III Rzeszy. Setki policyjnych patroli przemierzały ulice, a na dachach wyższych budynków ustawiono karabiny maszynowe. Do miejsc bezpośrednio przylegających do trasy defilady dopuszczono wyłącznie niemiecki personel wojskowy. Nielicznym niewysiedlonym mieszkańcom pod groźbą śmierci zakazano otwierania okien lub opuszczania mieszkań i domów. Dodatkowo Niemcy zażądali wysokiej rangi zakładników jako zabezpieczenia przed potencjalnym zamachem. Uwięziono 12 członków władz miejskich, w tym byłego prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego. Przygotowanie zamachu na tak chronionego człowieka musiało być zadaniem niezwykle trudnym. Jego organizacji podjął się gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski, który w ostatnich dniach września tworzył zaczątki przyszłej organizacji konspiracyjnej – Służby Zwycięstwu Polski. Michał Tokarzewski zapisał we wspomnieniach: „Z kolegą przewidzianym na szefa dywersji omówiłem założenie ładunku pod budynkiem Dyrekcji Kolei i zorganizowanie odpalenia go w momencie przewidywanego tamtędy przejazdu Hitlera po prawdopodobnej defiladzie zwycięstwa”. Tym szefem dywersji miał zostać mjr Franciszek Niepokólczycki ps. Teodor, dowódca kompanii saperów w Cytadeli, który przygotował całą operację, nie uczestniczył jednak w ostatecznym wykonaniu zadania. Zlecił je swoim żołnierzom i oficerom z 60 Batalionu Saperów Armii Modlin. Dokładny przebieg przygotowań znany jest jedynie z powojennej relacji por. Dominika Żelazki, który miał pewien wkład w akcję. W pierwszych dniach września 1939 r. Żelazko walczył w kompanii por. Unterbergera pod Mławą. Por. Żelazko dowodził plutonem. Niefortunnie w ogniu walk wraz z kilkunastoma żołnierzami znalazł się poza oddziałem. Po powrocie do kompanii żołnierze usłyszeli zarzut dezercji z pola walki i groźbę sądu polowego z przewidywaną za to karą śmierci. Por. Żelazko wrócił do Warszawy i czekał na rozwój wypadków. Kilka dni przed kapitulacją stolicy przyprowadzono go do dowódcy batalionu mjr. Niepokólczyckiego, a ten miał się zwrócić do niego słowami: „Daję panu porucznikowi do wyboru: albo sąd, albo zadanie, którego pomyślne wykonanie zmaże z pana wszelkie podejrzenia i wszelkie winy. Proszę wybierać”. Żelazko wybrał zadanie. Później okazało się, że było ono niesłychanie niebezpieczne. 25 września, w tzw. czarny poniedziałek (na Warszawę spadło 560 ton bomb burzących i 72 tony bomb zapalających), gdy nawet na chwilę nie ustawał ostrzał artyleryjski, por. Żelazko z kilkoma żołnierzami pobrał z magazynu przy ul. Burakowskiej w Warszawie ładunek trotylu, który miał przewieźć na róg ul. Książęcej i Rozbrat. Ładunek załadował na wozy taborowe i ruszył ulicami stolicy. Konie musiał prowadzić za uzdę, by się nie spłoszyły. Szedł kilka godzin. Gdy Żelazko wreszcie przekazał ładunek Unterbergerowi, ten ponoć powiedział: „Panie poruczniku, udowodnił pan, że nie jest dezerterem, a jeśli uda nam się to, co zamierzamy, będzie pan bohaterem”. Na tym zakończyła się misja Żelazki i w dalszych przygotowaniach do zamachu nie brał udziału. Pierwszy dowódca Polskiego Państwa Podziemnego gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski wspominał, że podłożono dwa olbrzymie ładunki wybuchowe. Umieszczono je (każdy po 250 kg trotylu) w skrzyniach wraz z „pewną liczbą pocisków artyleryjskich”. Materiał schowany był w sposób niewzbudzający żadnych podejrzeń w rowie przeciwczołgowym, wykopanym w dniach oblężenia Warszawy. Skrzynie przysypano ziemią i prowizorycznie wykonaną nawierzchnią, a następnie przykryto doprowadzoną do normalnego stanu jezdnią. Jeden ładunek umieszczono w pobliżu gmachu Banku Gospodarstwa Krajowego, na zachodnim rogu Nowego Światu i Alei Jerozolimskich; drugi – w gmachu Dyrekcji Kolei na wschodnim rogu (po wojnie zbudowano tam gmach KC PZPR). Obydwa dokładnie na trasie, którą miał przemierzać Adolf Hitler. Generał Karaszewicz-Tokarzewski polecił połączyć ładunki kablem, jego końcówki doprowadzić do piwnicy jednego ze zrujnowanych domów w sąsiedztwie i czekać na dalsze rozkazy. W sąsiadującym z BGK budynku czuwały na zmianę, dzień i noc, dwa posterunki – każdy złożony z saperów i oficera. Zadanie założenia ładunków wykonali dowodzący akcją por. Franciszek Unterberger, kpt. Edward Brudnicki, a być może i por. rez. Czesław Sawicki. Następnego dnia Hitler przejeżdżał w długim korowodzie samochodów uprzątniętymi z gruzu ulicami Warszawy. Podczas przejazdu przez Aleje Ujazdowskie rzesze żołnierzy entuzjastycznie pozdrawiały swego wodza, który stał na przednim siedzeniu Mercedesa. Punkt kulminacyjny obchodów przewidziany był na krótkim odcinku Alei Ujazdowskich, gdzie między Piękną a wylotem ulicy Chopina, wśród willi i eleganckich budynków dawnych ambasad, zbudowano niewysoką trybunę, przybraną swastykami i wielką niemiecką flagą wojenną. Tutaj, przy dźwiękach wojskowej orkiestry, Hitler w otoczeniu generałów patrzył dumnie na maszerujących w szeregach żołnierzy piechoty, kawalerii i artylerii. Po blisko dwóch godzinach, gdy defilada zbliżała się do końca, Hitler wsiadł do swego Mercedesa i całą kawalkadą pojazdów ruszył w kierunku placu Piłsudskiego. Pokonując Aleje Ujazdowskie i Nowy Świat, stał na miejscu pasażera z podniesioną w nazistowskim geście ręką. Tymczasem, kilkadziesiąt metrów dalej, mała grupa polskich żołnierzy czekała przyczajona w ruinach jednego z pobliskich budynków na odpowiedni moment odpalenia zapalników... Niestety, Hitler, witany okrzykami swoich żołnierzy, bezpiecznie opuścił skrzyżowanie i odjechał w stronę Starego Miasta. Jeszcze tego samego dnia wrócił samolotem do Berlina. Dlaczego nie zdetonowano ładunku? Jan Nowak-Jeziorański w książce opisującej historię polskiego podziemia czasów drugiej wojny zapisał: „Tokarzewski tłumaczył mi po wojnie, że nie miał jeszcze wtedy żadnego wywiadu i że defilada zaskoczyła zamachowców. Niepokólczycki nie dostał się tego ranka na miejsce, bo Niemcy zamknęli dostęp do ulic, którymi miał przejechać Hitler. Oficer obecny na miejscu otrzymał wprawdzie rozkaz działania na własną rękę, ale tylko w wypadku, jeśli nie będzie cienia wątpliwości, że widzi przed sobą samego Hitlera. Stawka była za wielka, by można było pozwolić sobie na pomyłkę. Nie wiedząc, kto przyjmował defiladę: Hitler czy Blaskowitz albo Brauchitsch, zawahał się i nie dał znaku do odpalenia detonatora w chwili, gdy korowód aut przemknął mu przed nosem”. Trzej niedoszli wykonawcy – por. Unterberger, kpt. Brudnicki i ppor. Sawicki – mimo że wcześniej złożyli przysięgę konspiracyjną (wstąpienie do Służby Zwycięstwu Polski), po nieudanej akcji z powrotem założyli mundury i zgłosili się do niemieckiej niewoli. Ładunki z trotylem i pociskami zostały rozbrojone kilka dni później i przeniesione w inne miejsce. Niezwykle ciekawie atmosferę 5 października oddają świadkowie tamtych wydarzeń, mieszkańcy Warszawy. Józef Małgorzecki: „W Alejach Ujazdowskich odbywała się defilada wojsk niemieckich. Stamtąd kolumny wrogiej armii skręcały w Aleje Jerozolimskie i Marszałkowską w kierunku Saskiego Ogrodu. Staliśmy z żoną na rogu Świętokrzyskiej pod kolumnami PKO. Nad wejściem do gmachu widniał polski orzeł i jakaś sentencja prezydenta Mościckiego. Warszawiacy stali na chodnikach w milczeniu, a ulicą ciągnął nieprzerwany potok ludzi, maszyn i koni. Żołnierze wygoleni, butni, jechali na samochodach, inni siedzieli na wypasionych koniach ciągnących działa, moździerze, cekaemy. Czołgi ciężkie i lekkie jechały ze zgrzytem gąsienic. Na chodnikach panowała przeraźliwa cisza. (…)”. Teodora Żukowska opisuje zachowanie jej niemieckich sąsiadów, mieszkających wówczas w Warszawie: „Postanowiłam wreszcie wyjść do miasta. Dotychczas prawie nie ruszyłam się z mieszkania, wolałam go pilnować. Na dole przy bramie Niemcy nie wypuścili mnie, nie podając żadnego uzasadnienia. Byłam wściekła. Musiałam zawrócić. Na schodach spotkałam jednego z naszych niemieckich sąsiadów z przeciwka. Zatrzymałam go i zirytowana zapytałam, dlaczego nie pozwalają mi wyjść. Wydawał się jakiś rozgorączkowany. Jego oczy zza okularów błyszczały. »Führer jest dzisiaj w Warszawie – zachłysnął się nieomal. – Odbiera defiladę zwycięstwa niedaleko stąd«. W głosie jego wyczuwało się bezgraniczne uwielbienie, miałam wrażenie, że przy wymawianiu nazwiska Hitlera najchętniej by stanął na baczność”. Podobne spostrzeżenia zapisała w swych pamiętnikach Leni Riefenstahl, reżyserka słynnych nazistowskich filmów „Triumf woli” i „Olimpia”, która przyleciała na warszawską defiladę razem z ekipą filmową: „Stałam przy Allgeierze, tuż obok Hitlera, i widziałam, jak maszerujący żołnierze wpatrywali się w niego jak zahipnotyzowani. Sprawiali wrażenie, że każdy zrobiłby wszystko na jego rozkaz. Gotowi byli za niego umrzeć”. Jedno jest pewne – gdyby warszawski zamach doszedł do skutku, zabijając wodza nazistowskich Niemiec, wojna potoczyłaby się zupełnie inaczej. Korzystałam z: Roger Moorhouse „Polowanie na Hitlera”, 2006 r.; Jan Nowak-Jeziorański „Kurier z Warszawy”, 2002 r.; Teodora Żukowska „Na skraju dwóch światów... Wspomnienia 1939–1953”, 2000 r.; Józef Małgorzecki, zbiór rękopisów, BN; „Zeszyty Historyczne” nr 6/1964 r. Mogło się udać Opinia ppłk. dr. inż. Waldemara Kawki, eksperta w dziedzinie inżynierii wojskowej, adiunkta Akademii Obrony Narodowej Dwa ładunki po 250 kg trotylu to dużo?To bardzo, bardzo dużo. Tym bardziej że były przygotowane do detonacji w samym centrum stolicy. Gdyby udało się je zdetonować, co uległoby zniszczeniu?Przyjmując, że pod wybrukowaną jezdnią zalega grunt piaszczysto-gliniasty, to w zależności od głębokości założenia ładunku, kształtującej się na poziomie od 1 do 3 m, promień leja powybuchowego waha się w granicach od 11,5 do 13,0 m (bez uwzględnienia niszczącego oddziaływania „pewnej liczby pocisków artyleryjskich”). A więc całkowitemu zniszczeniu uległaby cała szerokość Alei Ujazdowskich wraz z centralnie usytuowanym torowiskiem dla tramwajów. Po drugie, wyrwane w wyniku detonacji odłamki z pobliskiej zabudowy (cegły, fragmenty drzwi, okien itd.), lecące z ogromną prędkością, stanowiłyby istotny element zagrożenia dla osób znajdujących się w odsłoniętych pojazdach. Wystąpiłaby gwałtowna zmiana ciśnienia (nadciśnienie i podciśnienie). Na te zmiany szczególnie wrażliwe są wewnętrzne organy człowieka, zwłaszcza te, które zawierają dużą ilość gazów i płynów, mocno ukrwione narządy, wszelkiego rodzaju połączenia międzytkankowe oraz błony bębenkowe. Wystarczyłoby na całą kawalkadę pojazdów?Trudno to jednoznacznie określić, dysponujemy zbyt małą liczbą danych. Ówczesne limuzyny klasy Mercedes były pojazdami kuloodpornymi, a więc odpornymi na broń strzelecką i przeciwpancerną. Ale zamach miał odmienny charakter i stopień opancerzenia limuzyn był niewystarczający. Zamach mógł się więc udać.

rHYkbaM.
  • no8qxa9efn.pages.dev/375
  • no8qxa9efn.pages.dev/131
  • no8qxa9efn.pages.dev/51
  • no8qxa9efn.pages.dev/21
  • no8qxa9efn.pages.dev/200
  • no8qxa9efn.pages.dev/361
  • no8qxa9efn.pages.dev/278
  • no8qxa9efn.pages.dev/126
  • no8qxa9efn.pages.dev/331
  • czy hitler kogoś zabił